
Niezależnie od siebie i ja i PanKota powiedzieliśmy wczoraj do Mimbli "Śmigoletta".
Mała dygresja - Sfinks trafił już do nas z imieniem. Pewnego ranka obudziłam się z dziwnym wrażeniem. Wpatrywały się we mnie wielkie żółte oczy płonące żądzą posiadania. Smeagol pragnący pierścienia - czytaj jedzenia
w puszce, której z braku przeciwstawnego kciuka nie mógł sam otworzyć. A kiedy chodziło o jedzenie, to śmigły był że hej. No to Śmigol. Zresztą nie było to ostatnie z jego imion.
Śmigoletta - nie tylko dlatego, że jest czarna:


Wow, ależ ta kyocera-schmocera zmienia kolory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz