1/10/2009

200 kilometrów nudy

Dzięki przezwyciężeniu niechęci PanaKota do urlopów, ostatniego Sylwestra spędziliśmy w znanej już nam Stacji Hydrobiologicznej UW w Pilchach. Jest to bardzo fajna stacja, która turystów nie traktuje jak zła koniecznego i polecamy ją wielce - szczególnie ciekawie zapowiada się wczesną jesienią, bo pobliski poligon to jedno wielkie wrzosowisko. My znaleźliśmy się tam poza sezonem, dzięki znajomości z bardzo fajnymi biologami :)
Kota nie bardzo lubi być sama, nie bardzo miał kto do niej zaglądać - krótko mówiąc, najlepiej ją zabrać. Kota nigdy nie jeździła samochodem, a jedyne wyjścia to w zasadzie spacer w przenosce do lecznicy. Wpakowaliśmy więc Czarną do transportera dla średniej wielkości psów, nabytego jeszcze za Śmigota, załadowaliśmy samochód po sufit ciepłymi swetrami, sprzętem nurkowym (no, może zejdziemy po lód) oraz latarkami (dwa lata temu prąd pojawił się jakieś dwie godziny przed północą), a na to wszystko postawiliśmy transporter, żeby Kota pomiędzy fotelami widziała drogę.
Ryzykowne to było - Sfinks miał chorobę lokomocyjną i nie będąc na przednim siedzeniu, w torbie z miejscem na wystawienie łebka, skarżył się donośnie na swój los i popuszczał z dwóch otworów tylnych oraz jednego przedniego. W sumie to mu się nie dziwię.
Mim schowała się w kącie transportera i całe 200 kilometrów nie spuszczała oczu z drogi. Przy wyjeździe z granic W-wy pisnęła dwa razy. Pół godziny przed dotarciem na miejsce w samochodziku rozszedł się lekki smrodek. Bardzo lekki, więc zerknąwszy do transportera wyłożonego bardzo inteligentnie kocem w cętki i zobaczywszy skulonego, ale spokojnego kota, uznaliśmy, że najwyraźniej nawóz z pól wpadł nam do klimatyzacji. Smrodek szybko minął, jednak na miejscu wraz z kocem wyjęliśmy kilka bobków. I nic nie powiedziała!
Stacja na parterze mieści laboratoria, ogromną kuchnię z wielkim stołem oraz łazienkę (z sauną!). Na piętrze jest ogromny hol z kominkiem oraz sypialnie. W jednej z nich Mimzu spędziła parę dni - panikowałam, że zgubi mi się w sporym jednak budynku. Może i wzięlibyśmy ją do jadalni, ale dwie osoby okazały się mieć ostrą alergię na kociaste. I jeszcze była piesa, wprawdzie mieszkająca z kotą i bardzo przyjazna, ale nasze futro psy widzi tylko na trawniku parę pięter niżej. Zatem Kota szybko zbadała pokoik, czując się nie jak zamknięta w mieszkaniu i średnio zainteresowana klatką schodową, tylko jak zamknięta w pokoju, i to nie w tym, w którym jest cała zabawa. Cóż, mimo wszystko lepsze to niż samotne siedzenie w domu i krótka wizyta uprzejmego karmiciela.

Kota się zatem wynudziła i nie widziała:
fajerwerków:

pierzastego śniegu:

pokrywającego wrzosy aż po widnokrąg:

oraz inną roślinność:

ani zwierzyny, której na zdjęciu nie będzie, bo nikt nie uwierzy, że te trzy piksele to właśnie łoś.

Ożywiła się, kiedy porozrzucane po całym pokoju rzeczy znowu zniknęły w torbach, a te z kolei zniknęły za drzwiami. Bez oporów dała się namówić do wejścia do transporterka i jak tylko ruszyliśmy, wlazła pomiędzy kocyk a podkład wchłaniający wilgoć, i przespała tam całą drogę, ignorując wizytę na stacji benzynowej oraz śnieżycę. Pisnęła dwukrotnie - kiedy wjeżdżaliśmy w obszar W-wy. Radar ma jaki czy co?
W domu wyglądała, jakby chciała powiedzieć "sylwester? o co tyle hałasu?"

Szybko zaczęła się nudzić jesze bardziej, bo trzy dni po powrocie udaliśmy się do łóżka, wydzierając sobie termometr, antybiotyki, chusteczki do nosa i kołdrę, a jedyną atrakcją była wizyta lekarza.
Kota zatem życzy zdrowego i ciekawego 2009.