2/26/2008

and now for something completely different - I want you

Złapało mnie i trzyma, puszczę dalej, może zarazi jeszcze kogoś. Dzisiejszy dzień sponsoruje Fiona Apple coverująca "I want you" Elvisa Costello. Jeśli ktoś nie osiołkuje i skorzysta z poniższej jutubki, to radzę zapoznać się z utworem bez wizji, bo widok zgarbionej topielicy w worku może nadać gwałtownego przyśpieszenia dłoni w drodze do kill-that-right-now button. W ogóle najlepiej puścić mimo uszu trwające pierwszą minutę pienia a la łysa pastor kościoła założonego przez agenta ubezpieczeniowego i zająć się czymś innym w jednej z aplikacji pakietu macroshit (lub ściągnięciem całkowicie darmowego pakietu open office). Jak już ichni Skawiński uruchomi gitarę, a Fiona zacznie śpiewać po swojemu, to te dźwięki i tak się przesączą gdzie trzeba. W każdym razie ja tego utworu nie słuchałam, on się po prostu idealnie wpasował w powietrze (zupełnie jak herbaciane Bvlgoty), a kiedy się skończył, to cisza okazała się mieć bardzo nieprzyjemne brzmienie i moja ręka powędrowała szybko do play-that-again-fiona button.
W ogóle ta smarkata dziewucha w beznadziejnych sukienkach jest bardzo dorzeczna. Zwłaszcza płyta extraordinary machine jest wielce smakowita (taki oh, sailor jest bardzo och!). O ile Fiona nie pakuje się w podejrzane towarzystwo, bo mamrotanie w paru utworach Johnny'ego "RIP" Casha i występ z Counting Crows można tylko puszczać na polach, jak strach na wróble ma fajrant.

Ups, "ichni Skawiński" to autor rzeczonego utworu, Elvis Costello. Cóż, nigdy nie był urodziwy i nie umiał sobie dobrać oprawek okularów. Jutubka podaje więcej utworów z tej imprezy, Costello śpiewa piosenkę Fiony (wyjątkowo nijaką zresztą) i przygrywa do jej własnego tymps (the sick in the head song), ale moim zdaniem w tym akurat utworze lepiej się sprawdzają klawiszki i cymbałki, a nie gitara. Ale obejrzeć można, bo Fiona nie mając przed sobą klawiszowo-młoteczkowo-strunowego instrumentu przekomicznie macha połami tego swojego worka i strzela miny a la te bliźniaczki, co to były kiedyś urocze w tym jak mu tam serialu, a teraz matki żałują, że chciały mieć takie córeczki, bo anorektyczne zombie ubrane w szmaty i pomalowane sadzą niekoniecznie napawa rodzica dumą i radością.

Brak komentarzy: