2/10/2008

Domowe rozrywki weekendowe.

Punktualnie o 18.oo Mimbla odtrąbiła koniec pracy, więc zmuszona jej gruchaniem oraz gryzieniem (taka kocia metoda kija i marchewki) przeniosłam się z prezesowskiego fotela spółki "tłumacz tłumok" na dywan i posłusznie machałam kijkiem z piórkami:

W piątek były opowieści karaibskie, ale Mimbla zignorowała łopot żagli i wielki błękit zdjęć, koncentrując się na karaibskim cieście bananowym, dzięki czemu zapomniała się obrazić, że przypadkowo zamknęliśmy ją w łazience i potem szukaliśmy w panice.

W piątek rano były zabawy zabawy łóżkowe, czyli polowanie na futrzaną kulkę lub na palec:


W sobotę wieczorem był wieczór filmowy. Mimbla zignorowała tak ważkie kwestie, jak to, który z członków Metalliki ma ADHD, a który inne nałogi albo to, czy grupka naukowców zdąży do helikoptera zanim gigantyczna kobra zje gigantycznego warana czy odwrotnie. Ciężko obrażona, że nie było nas w domu przez pół dnia, że przestawiliśmy kanapę i że okrutnie się chichramy najpierw odstawiła diabła tasmańskiego w pełnej krasie, a potem uwaliła się na gościach.

W niedzielę polowała na biszkopta i usiłowała podpić kawę z baileysem, a kiedy już tiramisu chłodziło się w lodówce, cała rodzina zamiast do kościoła udała się na dywan, gdzie Mimbla polowała na patyk z piórkiem, a my obiektywem na Mimblę, robiąc dużo zdjęć pt. "pół sekundy wcześniej był tu pięknie wykadrowany kot".


A potem my zjedliśmy tiramisu, a Mim swoją saszetkę i wszyscy byli zadowoleni.

Oblizując się czarny panter zapytał: ok, to kto przyjdzie za tydzień?

Brak komentarzy: